sobota, 3 września 2011

Samochody, które raniłem bezczelnie

Jako dziecko nie interesowałem się specjalnie samochodami. Otrzymałem prawo jazdy dość późno, w pięć lat po ukończeniu kursu. Wcześniej nie chciałem podejść do egzaminu, gdyż miałem uraz po jazdach z instruktorem, który chwytał mnie za kolano podczas gdy zmieniałem biegi.

1. Moje najwcześniejsze wspomnienie dotyczące samochodów wiąże się z ciotką Maryną i jej Maluchem. Miałem siedem lat. Ciotka uczyła mnie jeździć autem. I palić papierosy (w tymże aucie). Staliśmy pod katedrą w Gliwicach. Chciałem wypróbować odpalanie auta poprzez włączanie magicznego przycisku na desce rozdzielczej. Udało się. Maluch zawył i z impetem uderzył w barierkę pod plebanią. Ciotka zawyła i uciekliśmy z miejsca zbrodni.

2. Magda, którą znam od 27 lat była moja pierwszą przyjaciółką, która już w latach licealnych posiadała własny pojazd. Maluch Magdy był miejscem spotkań na szczycie, po imprezowym transportem i przede wszystkim palarnią dla zagubionych zimową porą. Obiłem go dwukrotnie. Dwa razy w ten sam sposób (podobno nie uczę się na błędach). Jak obija się Malucha? Należy podczas manewru wysiadania uderzyć z impetem drzwiami na oścież. Przede wszystkim trzeba pamiętać by Maluch stał obok metalowej barierki lub był zaparkowany przy innym aucie, najlepiej nowy z lakierem metalik. Doświadczenia w tym zakresie mam bogate. Jedno zakończyło się uszkodzeniem nowego ogrodzenia przy osiedlowym TBS - ie. Drugie uszkodzeniem nowiutkiego Punciaka na parkingu, a następnie uszkodzeniem ciała jego kierowcy... Kierowca wpadł w szał na widok rysy na Punciaku, przez co nie mogliśmy porozumieć się werbalnie. Na szczęście przyjechała policja,zarządzając, że mam zapłacić za malowanie drzwi Punciaka, co też uczyniłem, mocno uszczuplając swój studencki budżet.

PS. Magda pojawi się jeszcze przy okazji moich późniejszych przygód motoryzacyjnych...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz