sobota, 3 września 2011

Laweta, moja miłość


Czerwony Maluch był przyjaźnie usposobiony i radził sobie doskonale, szczególnie w zimie. Niestety, nie polubił krakowskiej jesieni. Wydarzył się drobny incydent, pierdółka, ot co. Delikatne zderzenie rury wydechowej z krawężnikiem. Bzdurka. A, że przy okazji zapaliła się kontrolka akumulatora? Który zmęczony całodniowym szkoleniem kierowca zważałby na takie drobiazgi? Wjechałem na autostradę w kierunku Katowic. Była ponura, dżdżysta noc... 20 kilometrów za krakowskimi bramkami Maluch zgasł. Dosłownie, gdyż zgasły mu wszystkie światła. Czytelnicy, którzy znają autostradę A4 w tamtym miejscu doskonale wiedzą, że jest moment, w którym pojawia się dość nieprzyjemny łuk na wiadukcie. W tym właśnie miejscu Maluch postanowił udać się na odpoczynek. Dobrze, że odpowiednio dużo ważę, dzięki czemu stanowiłem niezbędny balast dla mojego wozu w momentach, gdy przejeżdżające samochody zsuwały mojego ociemniałego Malucha w stronę barierek wiaduktu. Laweta kosztowała mnie dokładnie 125 procent wartości Malucha. A co, ma się ten gest, nie?
Wniosek? Prawidłowe odpowiedzi w testach na prawo jazdy mogą mieć swoje uzasadnienie w praktyce: po zapaleniu się kontrolki akumulatora należy natychmiast przerwać jazdę.

1 komentarz:

  1. Zapomniałem dodać, że laweta jadąc z moim Malaczem na pokładzie złapała gumę i okazało się, że nie ma zapasówki...

    OdpowiedzUsuń