Po spotkaniu z Kasprem podjąłem decyzję o uzupełnieniu mojego bloga w nową kategorię historii. Początkowo miałem ich tu nie zamieszczać, aby ocalić resztki dobrego imienia. Kasper jednak uświadomił mi, że bez tych drobnych anegdot, blog będzie dawał niepełny obraz Bruna historii prawdziwych.
Nazwa kategorii zainspirowana została cytatem pewnego informatyka, którego Kasper jest przełożonym. Otóż, mój przyjaciel opowiada czasem swoim pracownikom o zdarzeniach, które mają miejsce w moim życiu. Po wysłuchaniu kolejnej opowieści, pracownik Kaspra zapytał nieśmiało: "Ale ten Bruno to jest jakiś nierozgarnięty czy co?".
Stąd nazwa kategorii "...nierozgarnięty czy co?".
Historyjka nr 1.
Jest sroga zima. W nocy były bardzo niskie temperatury. Wychodzę z domu, próbuję otworzyć bramę wjazdową do wnętrza ogrodu by wyjechać z niego samochodem na ulicę. Brama otwiera się mniej więcej do połowy i wbija się w chodnik. Idę po łopatę, odśnieżam cały podjazd. Próbuję otworzyć, brama wbija się w chodnik. Biorę szpadel, skuwam lód. Brama wbija się w podjazd. Dokonuję analizy sytuacji. Stwierdzam, że mróz skuł ziemię i wybiło kostkę brukową tak wysoko, że nie da się otworzyć bramy. Idę do garaży po łom i kilof. Zaczynam wykuwać z posadzki kostkę chodnikową. Ręce mam całe zamrożone, klnę jak szewc. Patrzę na zegarek - minęło już ponad czterdzieści minut walki z chodnikiem. Dzwonię do pracy by powiedzieć, że spóźnię się na szkolenie. Tłumaczę koleżance z pracy na czym polega moja koszmarna sytuacja. Nie mogę wydostać samochodu z ogrodu. Koleżanka nie do końca rozumie, więc kilkakrotnie tłumaczę jej całą sytuację, opisując ze szczegółami zawiłości bramy, lodu i kostki brukowej. Koleżanka zadaje proste pytanie: "A skoro bramy nie da się otworzyć w stronę ogrodu to może da się w drugą stronę?". Zamieram... Popycham lekko bramę, która bez żadnego oporu otwiera się w stronę ulicy...
Bilans: odśnieżony ogród, zmarznięte dłonie i policzki, spóźnienie na szkolenie i... rozebrana część podjazdu przed bramą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz