Załamany dotychczasowymi niepowodzeniami w poszukiwaniu idealnego domu, zasiadłem przy komputerze. Był niedzielny wieczór. Włączyłem portal nieruchomości i zobaczyłem nowe ogłoszenie, dodane kilka minut wcześniej. Przecierałem oczy z niedowierzaniem: do sprzedaży dom, w odległości dwóch kilometrów od mojego mieszkania, dom na tej samej ulicy, na której zobaczyłem zapleśniałe domostwo, na które nie było mnie stać kilka dni wcześniej. Dom w cenie, na którą mógłbym sobie pozwolić! W poniedziałek rano zadzwoniłem do agenta z informacją, że kupuję, teraz, natychmiast kupuję! Nie zrobiło to na agencie żadnego wrażenia: "Kupuje Pan bez oglądania? Proszę się wstrzymać.". Wstrzymać się?! Widziałem ten dom podczas spaceru w poszukiwaniu nieruchomości i wiem, że będzie mój!
Pospiesznie ubrałem się i pobiegłem obejrzeć dom ponownie. Miałem przewagę nad innymi użytkownikami Internetu, gdyż wiedziałem gdzie się udać (ogłoszenie nie zawierało adresu). Gdy przyszedłem, okazało się, że w domku mieszka przesympatyczny starszy pan, od tej pory nazywany "Dziadkiem". Dziadek zaprosił mnie do środka i poinformował, że jest już bardzo zmęczony ponieważ od rana odwiedzają go ludzie, którzy podobnie jak ja znaleźli ogłoszenie i rozpoznali lokalizację oraz są zainteresowani zakupem. Włączył mi się instynkt łowcy - muszę mieć ten dom. Wypiliśmy z Dziadkiem po kieliszeczku, odnaleźliśmy w rozmowie wspólne korzenie kresowe i dobiliśmy targu. Dziadek postawił jeden warunek: kupuje pan dom razem z psem. Oczywiście zgodziłem się.
Zadzwoniłem do agenta, który przeklinając powiedział, że nie wie co się dzieje, ale urywają się dziesiątki telefonów w sprawie tej oferty i zdjął ją ze strony żeby mieć chwilę spokoju. Dziadek potwierdził, że dom chce sprzedać właśnie mnie. Pojawiło się kilku rywali, którzy nie posiadali jednak gotówki i zamierzali wziąć kredyt na zakup tejże nieruchomości. Zaniepokojony podbiłem cenę i zagrałem va bank: ja zdobędę całą kwotę w gotówce (pierwotnie zamierzałem na połowę wziąć kredyt). Z uśmiechem zostawiłem rywali w tyle i rozpocząłem regularne wizyty u Dziadka. Kieliszeczek, zabawa z psem, koszenie trawy, spotkania z przyszłymi sąsiadami, opowieści o wojnie. To był niesamowity czas. Trwało to ponad trzy miesiące, gdyż trzeba było wyprostować kwestie ksiąg wieczystych. Termin podpisania umowy notarialnej był już ustalony.
Kilka słów o domu: wybudowany w ok 1934 roku przez pracowników pruskiej kopalni. Spędziłem godziny nad starymi niemieckimi mapami aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Jest zabytkowy, zbudowany tzw murem pruskim, obity ciemnym drewnem. Uważam, że jest piękny:) Do tego ogród o powierzchni siedmiu arów. Dom mieści się 3 km w linii prostej od centrum miasta, blisko wszystkich linii komunikacyjnych, leży w cichej zabytkowej dzielnicy domków przedwojennych.
Cena domu, którą ustaliłem była o 20 tys wyższa niż ówczesne ceny kawalerek.
Nadszedł dzień podpisania umowy. Siedzimy u notariusza i słuchamy czytanej na głos treści umowy kupna sprzedaży (przygotowanej przez notariusza przy wsparciu agenta nieruchomości). Notariusz czyta: "Pan Bruno kupuje dom drewniany o powierzchni 80m2...". Na to ja i dziadek podskakujemy na fotelu krzycząc: "Jak to drewniany? Murowany, obity drewnem!". W tym momencie agent nieruchomości podskakuje na krześle: "Ten dom nie jest drewniany!?!". Nie jest:)
Kilka słów wyjaśnienia jak doszło do nieporozumienia: Dziadek był schorowany i trafił do sanatorium, gdzie poznał matkę agenta nieruchomości. Zwierzył jej się, że męczy go mieszkanie w domu, chciałby mieć kawalerkę z centralnym ogrzewaniem. Matka agenta zaproponowała, że jej syn, w ramach przyjacielskiej przysługi, pomoże Dziadkowi sprzedać dom i nie weźmie od niego prowizji. Agent, wysłany przez matkę w niedzielę zrobił pospiesznie zdjęcia domu i umieścił je w Internecie. Nie zarobił na tym więc nie wczuwał się w swoją pracę. W dokumentacji domu nie było napisane, że jest on murowany. Agent uznał, że deski elewacyjne oznaczają, że dom jest drewniany i wystawił go za bezcen czyli za cenę samej działki uzbrojonej w centrum miasta.
Tak oto stałem się posiadaczem domu, zakupionego za cenę działki budowlanej. A skąd wziąłem brakującą gotówkę? Od Kaspra:)
Czy Dziadek nie miał aby na imię "Kazimierz"? Bo zastał dom drewniany, a zostawił murowany... ;))) Marcycha
OdpowiedzUsuń